Znasz to uczucie, kiedy schylasz się po pilota, a Twoje plecy mówią: „A niech cię, człowieku, teraz ja rządzę”? No właśnie. Wtedy zaczyna się googlowanie: dyskopatia? protruzja? przepuklina? Brzmią jak zaklęcia z Harrego Pottera, ale w rzeczywistości są znacznie mniej magiczne – i dużo bardziej bolesne.
Ja pierwszy raz usłyszałem słowo „dyskopatia”, kiedy babcia stwierdziła, że nie może już zamiatać pod szafą. Później okazało się, że i sąsiad coś wspominał o „wypadnięciu dysku”, a kuzynka rzuciła: „Mam protruzję, nie pytaj…”. Więc pytam – i tłumaczę.
Jak działa ten nasz kręgosłup?
Wyobraź sobie kręgosłup jako wieżowiec z windą. Kręgi to piętra, a między nimi znajdują się poduszeczki – czyli dyski. Mają dwa składniki:
galaretowate jądro miażdżyste, czyli coś w stylu amortyzatora (pamiętasz żelki z dzieciństwa? coś w ten deseń),
i pierścień włóknisty, który trzyma wszystko w ryzach – jak taśma klejąca w życiu studenckim: tania, ale bez niej nic się nie trzyma.
Problem pojawia się, gdy te poduszeczki zaczynają się psuć. I właśnie wtedy na scenę wchodzą nasi bohaterowie: dyskopatia, protruzja i przepuklina.
Dyskopatia – pierwszy akt dramatu
Dyskopatia to trochę jak pierwsze zgrzyty w długoletnim związku. Jeszcze się trzymacie, ale już coś nie gra. To w zasadzie ogólne określenie, że z dyskiem jest coś nie tak – traci elastyczność, wysycha jak roślina zapomniana na parapecie. A że zwykle dzieje się to po cichu, to człowiek orientuje się dopiero, jak zaczyna boleć.
Przyczyny? Ach, klasyka gatunku:
starzenie się (niestety, tego nie da się uniknąć, choć kremy obiecują cuda),
siedzący tryb życia (czyt. 8 godzin przy biurku + 3 godziny Netfliksa),
noszenie za dużo – nie tylko emocjonalnego bagażu, ale i zakupów z Biedronki,
nadwaga – kręgosłup nie jest z betonu, więc trochę mu się nie dziwię.
Objawy? To zależy. U mnie zaczęło się od tego, że przestałem się schylać „gładko”. Plecy dawały znać, że potrzebują więcej szacunku.
Protruzja – czyli jak dysk wychyla nos za drzwi
Tu zaczyna się robić ciekawie. Protruzja to moment, gdy jądro miażdżyste mówi: „Hej, może wyjdę na chwilę na zewnątrz”. Ale pierścień włóknisty nadal dzielnie trzyma straż. Nie ma jeszcze tragedii, ale już wiemy, że impreza się kończy.
Wielu z nas ma protruzję i nawet o tym nie wie. To trochę jak niezapłacony mandat – możesz z nim żyć, ale w końcu zapuka listonosz z niemiłą niespodzianką.
Objawy? Subtelne:
lekki ból przy długim siedzeniu,
czasem mrowienie w nodze czy ręce (jakby ktoś podłączył prąd do kończyn),
i takie ogólne „coś jest nie tak, ale nie wiem co”.
Przepuklina – moment, w którym kręgosłup mówi STOP
Tutaj już nie ma żartów. Pierścień pęka, jądro ucieka, a nerwy zaczynają panikować. Jeśli protruzja to niewinne flirtowanie z problemem, to przepuklina to rozwód z pełnym orzeczeniem o winie.
I wtedy zaczyna się show:
ból jak piorun – zwłaszcza w nodze czy ręce,
drętwienie – próbujesz coś chwycić, ale ręka jak z waty,
problemy z chodzeniem – serio, nawet pies patrzy na ciebie z troską,
nawet nietrzymanie moczu – wtedy to już nie „może przejdzie”, tylko „szpital, proszę!”.
Wiem, brzmi hardkorowo – i bywa. Jeden znajomy przez miesiąc spał na podłodze, bo łóżko „było za miękkie dla jego dysku”.
Ale co z tym zrobić?
Tu wkracza medycyna z całym swoim arsenałem – od rezonansu, przez tabletki, aż po operację. Ale zanim dojdziesz do stołu operacyjnego, warto dać szansę „grzeczniejszym” metodom:
ćwiczenia, które przypominają jogę dla sztywnych (czyli mnie),
leki, które łagodzą stan zapalny,
fizjoterapia (czytaj: człowiek cię wygina, ale potem naprawdę czujesz się lepiej),
i klasyk: „Nie dźwigaj!” – co tłumaczę sobie jako: „Nie przynoś wody w baniaku z Rossmanna”.
Kiedy trzeba iść do lekarza? Czyli moment, gdy „Google” już nie wystarcza
Okej, jeśli:
boli tak, że nie możesz się wyprostować,
nie czujesz stopy albo ręki,
masz problemy z oddawaniem moczu (to nie żarty),
albo po prostu czujesz, że coś jest poważnie nie tak…
…to zrób sobie przerwę od YouTube’a i idź do specjalisty. Bo czasem dzień zwłoki może oznaczać tydzień w szpitalu.
Jak zadbać o kręgosłup, żeby nie zwariować?
Nie musisz zostać mistrzem pilatesu. Ale kilka rzeczy warto wprowadzić na stałe:
ruszaj się – choćby spacer zamiast windy,
siedź jak człowiek – czyli z podparciem, a nie jak pytajnik,
śpij dobrze – materac robi różnicę (serio, nie bierz najtańszego z marketu),
nie podnoś ciężarów jak Arnold w „Commando” – technika to podstawa,
i najważniejsze: słuchaj swojego ciała. Ono naprawdę daje sygnały – trzeba tylko je usłyszeć.
Na zakończenie – z kręgosłupem nie ma żartów (ale trochę można)
Wiesz, życie z bolącymi plecami przypomina trochę jazdę z niedopompowanym kołem – niby da się jechać, ale każde wyboje czujesz podwójnie. I o ile auto można zostawić u mechanika, to kręgosłupa nie wymienisz.
Zadbaj o niego, zanim zacznie się buntować. Albo przynajmniej nie ignoruj jego pierwszych protestów. Bo uwierz mi – znacznie lepiej ćwiczyć z gumą oporową niż leżeć z igłą w kręgosłupie.
A teraz… idź się przeciągnij! Albo chociaż wstań z tego krzesła. Twój kręgosłup już ci podziękował.