Jeśli myślisz, że robienie własnych kosmetyków to domena szalonych zielarek z chatki na kurzej łapce – to pozwól, że Cię wyprowadzę z błędu. Bo wiesz co? Domowy krem do twarzy z olejkiem lawendowym to jak własnoręcznie zrobiona lasagna – wiesz, co wrzucasz do środka, a efekt pachnie niebem.
Dlaczego warto robić krem w domu?
Powiedzmy sobie szczerze: kupne kremy czasem mają więcej składników niż Big Mac kalorii. A jak sama mieszasz miksturę? Wtedy naprawdę wiesz, co ląduje na Twojej buzi. Możesz dobrać wszystko do swojej skóry – jak buty do stylizacji. No i nie musisz się martwić, że w składzie czai się jakiś „phenoxyethanol”, który brzmi bardziej jak boss z gry RPG niż coś, co chcesz nałożyć na twarz.
A jak dorzucisz olejek lawendowy – to już totalna magia: działa kojąco, przeciwzapalnie i pachnie jak francuskie wakacje.
Co takiego robi lawenda, że aż warto ją wrzucić do kremu?
Gdyby lawenda była osobą, to byłaby tym znajomym, który zawsze przynosi wino, słucha i daje najlepsze rady. Serio. Spójrz tylko:
- Łagodzi podrażnienia – jak balsam na duszę po zbyt długim scrollowaniu Instagrama
- Pomaga goić drobne ranki i niedoskonałości (czytaj: niespodzianki na brodzie)
- Ogranicza sebum – czyli błyszczenie redukuje, ale nie zabiera Ci blasku
- Relaksuje – jak wieczór z Netflixem i kocykiem
Dlatego ten krem to nie tylko pielęgnacja, ale też mini sesja aromaterapii. I kto by się na to nie pisał?
Co potrzebujesz? (Bez stresu – wszystko kupisz bez wychodzenia z domu)
Wystarczy kilka cudownie prostych składników – bez wycieczek do Peru po zioła z księżycowej łąki:
- 2 łyżki masła shea (bo to jak koc na twarz – otula i chroni),
- 1 łyżka oleju kokosowego (ten sam, który używasz do popcornu – serio!),
- 1 łyżka oleju ze słodkich migdałów (leciutki jak piórko),
- 1 łyżka wosku pszczelego (żeby to wszystko miało sensowną konsystencję),
- 5–7 kropli olejku lawendowego (najlepiej takiego bio-bio, nie z bazarku),
- (opcjonalnie) kapsułka witaminy E – jak dodatkowy bonus w grze.
Większość rzeczy znajdziesz online. A jeśli masz szczęście, to może już wszystko masz w kuchni – prawie jak niespodziewany prezent od życia!
Kremowy know-how – czyli jak to ogarnąć krok po kroku
Krok 1: Gotowanie… a raczej topienie
Do słoiczka wrzuć masło shea, oleje i wosk. Potem wsadź go do garnka z gorącą wodą (kąpiel wodna, nie jacuzzi!). Podgrzewaj, aż wszystko się ładnie rozpuści.
Nie rób tego bezpośrednio na gazie – nikt nie chce przypalonego wosku. Ani pożaru w kuchni.
Krok 2: Aromatyczna magia
Gdy wszystko się roztopi, zdejmij słoik i daj masie lekko ostygnąć (do temperatury mniej więcej jak latte z sieciówki – ciepłe, ale nie parzy). Teraz dodaj olejek lawendowy i witaminę E.
Wysoka temperatura + olejek = katastrofa. Zadbaj o jego supermoce, nie gotuj go żywcem!
Krok 3: Przelej i poczekaj (czyli test cierpliwości)
Mieszankę przelej do słoiczka (wyparzonego – nie bądź leniwa dusza). Zostaw do wystygnięcia. I nie dotykaj co pięć minut, bo nie ostygnie szybciej, serio.
Po kilku godzinach masz gotowy krem, który pachnie jak spa i działa jak Twój osobisty kosmetolog.
Dla kogo ten krem? (Spoiler: dla prawie każdego)
Ten krem to jak jeansy – pasuje prawie każdemu:
- Dla tych z cerą wrażliwą, bo nie szczypie i nie straszy.
- Dla walczących z trądzikiem – nie pogorszy sprawy.
- Dla fanów aromaterapii, bo zapach = relaks.
- Dla wieczornych rytuałów pielęgnacyjnych – coś jak kołysanka dla skóry.
Uwaga: zawsze rób test uczuleniowy – bo nawet najdelikatniejszy krem może Ci zrobić psikusa.
Q&A, czyli pytania, które miał(a)byś przy winie z przyjaciółką:
Czy mogę używać go na dzień?
Tak, ale pamiętaj – nie ma filtrów UV. Więc jeśli planujesz spacer w słońcu – krem z SPF w dłoń.
Czy nadaje się pod makijaż?
Jak najbardziej. Nakładaj cienką warstwę i daj mu chwilę – niech się wchłonie jak dobre plotki.
A jak nie lubię lawendy?
To nie ślub, możesz się rozstać. Zamiast tego wybierz np. olejek różany albo z drzewa herbacianego. Tylko nie mieszaj wszystkich naraz, bo zrobisz dżem, nie krem.
Małe triki wielkich alchemików
Chcesz puszysty kremik jak chmurka? Ubij mikserem po lekkim przestygnięciu.
Dodaj odrobinę glinki – np. białej – jeśli chcesz wersję bardziej matującą.
Zawsze wybieraj olejki eteryczne, nie zapachowe. Bo skóra wie, co dobre.
Test alergiczny = konieczność. Nie ryzykuj, nawet jeśli jesteś kosmetycznym ninja.
Zrobienie domowego kremu z olejkiem lawendowym to nie tylko pielęgnacja, ale też forma troski o siebie – taka mała ceremonia z kubkiem herbaty i dobrą muzyką w tle. Działa, pachnie cudnie i możesz się nim pochwalić na Instagramie bez filtrów. A kto wie, może wciągniesz się tak jak ja – i następnym razem zrobisz własne serum albo maseczkę z awokado.